Wiadomości - Ryby

Spotkanie przedstawicieli związków rybackich z wicedyrektorem Departamentu Rybołówstwa, które się odbyło wczoraj w Morskim Instytucie Rybackim w Gdyni, miało bardzo burzliwy przebieg. I trudno się dziwić.

Rybacy przyjechali do Gdyni tuż po zapoznaniu się z projektem nowej ustawy o rybołówstwie, który jest już po pierwszym czytaniu w Sejmie i który - jak twierdzą - nie był z nikim z ich środowiska konsultowany.

 

Rybacy żądali, by ministerstwo przedstawiło im swój program, który zamierza wprowadzić po tzw. trójpolówce. Jest ona obecnym remedium na niskie limity, które są w stanie "wykarmić" tylko jedną trzecią naszych rybaków. Jedna trzecia rybaków łowi więc przez rok, dwie trzecie czeka na swoją kolej, pobierając rekompensaty. I tak jest, aż każdy połowi przez swój rok. Trzecia zmiana jednak kończy w przyszłym roku.

 

- Co będzie dalej? Dla nas to żyć albo nie żyć, tymczasem nikt nam nie potrafi odpowiedzieć na to pytanie, a czasu wiele nie zostało - dodaje Grzegorz Hałubek, prezes Związku Rybaków Polskich. Rybacy domagali się, by traktować ich na równi z rybakami z innych krajów bałtyckich.

- Dlaczego, skoro program "czterech kutrów" wykazał, iż zasoby dorszy są mocno niedoszacowane, a populacja cztery razy większa niż ta, według której przyznawano limity, nasze kwoty połowowe nie są automatycznie cztery razy podwyższone? - pytali.

 

- Niepokoi nas też, iż nasze kutry przez minione dwa i pół roku kontrolowano ponad dwa i pół tysiąca razy, szwedzkie tylko 700 razy, a fińskie i estońskie tylko 16 razy - mówi Grzegorz Hałubek, który zapowiedział, iż skoro rząd nie reprezentuje interesów polskich rybaków tak, jak tego chcą, sam w marcu pojedzie do Brukseli.

80 tys. - ton dorszy jest w Bałtyku, według danych ICES.
120 tys. - ton dorszy jest w Bałtyku, według wyników badań "czterech kutrów".